Dzieci nie miały dla mnie czasu, bo byłam dla nich balastem. Gdy wygrałam w totka, przypomnieli sobie o starej matce
Przez lata dzieci traktowały ją jak balast. Nie miały czasu na wizyty, a każde spotkanie kończyło się chłodnym pożegnaniem. Pewnego dnia los się do niej uśmiechnął, a w jej rękach znalazł się zwycięski kupon…
Kiedy prawda wyszła na jaw, sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Dzieci nagle stały się troskliwe, a ich słowa zaczęły brzmieć jak przeprosiny. Ale wtedy matka podjęła decyzję, której nikt się nie spodziewał…
Dzieci zapomniały o matce
Helena była kobietą o wielkim sercu, która dla swoich dzieci poświęciła wszystko. Pracowała dniami i nocami, żeby zapewnić im lepszą przyszłość, ale kiedy dorosły, szybko o niej zapomniały. Telefon milczał przez miesiące, a wizyty stały się rzadkością. Każda rozmowa kończyła się wymówkami: „Mamo, nie mam czasu”, „Praca mnie pochłania”, „Zadzwonię później”. Każde słowo odbierało Helenie nadzieję na bliskość z własnymi dziećmi.
Jej wnuki widziała tylko na zdjęciach, które córka wrzucała na media społecznościowe. Na co dzień towarzyszył jej jedynie pies Bruno, którego Helena traktowała jak rodzinę. Ale nawet Bruno nie potrafił ukoić bólu, jaki czuła, gdy spoglądała na album ze zdjęciami swoich dzieci.
Zwykły dzień, niezwykły kupon
Pewnego zimowego wieczoru Helena postanowiła zrobić coś, czego nie robiła od lat – kupić kupon totolotka. „A co mi tam, raz się żyje” – pomyślała, stojąc w kolejce w osiedlowym kiosku. Kupon wrzuciła do szuflady i zupełnie o nim zapomniała.
Kilka dni później w telewizji padły magiczne liczby. Helena niemal spadła z krzesła, gdy sprawdziła swój kupon. Wszystkie numery się zgadzały! 12 milionów złotych. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Ale zamiast ogłosić tę nowinę, postanowiła zachować ją dla siebie. Przynajmniej na razie.
Nagle dzieci znalazły czas
Helena wiedziała, że wcześniej czy później wieść o wygranej się rozniesie, i miała rację. Gdy tylko informacja dotarła do jej dzieci, ich nastawienie zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Zaczęły dzwonić codziennie, pytając, jak się czuje. Syn przyjechał nawet, żeby naprawić jej cieknący kran, a córka zaprosiła ją na niedzielny obiad. Helena była zdumiona – czyżby naprawdę sobie o niej przypomnieli? A może powód ich nagłej troski był mniej szlachetny?
Prawda wychodzi na jaw
Prawda okazała się brutalna. Podczas jednej z rozmów telefonicznych córka nie wyciszyła mikrofonu, gdy mówiła do męża: „Trzeba być miłym dla mamy, bo może zapisać nam te miliony”. Helena usłyszała wszystko. Serce jej pękło.
Postanowiła działać. Następnego dnia zadzwoniła do swoich dzieci i zaprosiła ich na spotkanie. Przy herbacie oznajmiła, że zdecydowała się przeznaczyć pieniądze na pomoc dzieciom z domów dziecka. „To one potrzebują miłości i wsparcia bardziej niż wy” – dodała, patrząc prosto w ich zaskoczone twarze.