Matka mojego chłopaka patrzyła na mnie z góry, bo nie zdałam matury. Teraz jej łyso, bo prowadzę intratny biznes
Była pewna, że bez matury jestem nikim i nigdy do niczego nie dojdę. Wciąż dawała mi to odczuć przy każdej okazji, z uśmiechem, który bardziej przypominał złośliwość. Ale życie ma swoje sposoby, by pokazać, kto naprawdę jest na szczycie…
Teraz, kiedy los odwrócił karty, jej pogarda zamieniła się w milczącą zazdrość. To, co wydarzyło się podczas rodzinnego obiadu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Czy potrafiła przełknąć gorzką pigułkę? Przekonajcie się sami…
Matka, która wiedziała lepiej
Poznanie Marka było jak powiew świeżości w moim życiu. Ciepły, opiekuńczy i zabawny – wydawało się, że to mężczyzna, na którego czekałam całe życie. Problemem okazała się jego matka, pani Elżbieta. Od początku traktowała mnie z dystansem. A kiedy dowiedziała się, że nie zdałam matury, jej chłodne spojrzenie zamieniło się w otwartą pogardę.
„Przyszła synowa bez wykształcenia? Nie sądzisz, że zasługujesz na więcej, Marku?” – usłyszałam podczas jednego z rodzinnych obiadów. Wtedy uśmiechnęłam się i udawałam, że te słowa mnie nie dotknęły, choć w środku czułam, jakby ktoś oblał mnie wrzątkiem.
Zmiana planów i wielkie marzenie
Nie poszłam na studia, bo życie zmusiło mnie do wzięcia się do pracy. Pracowałam jako kelnerka, potem w butiku, aż w końcu znalazłam coś, co naprawdę mnie pochłonęło – projektowanie biżuterii. Początkowo była to tylko pasja, a potem pomysł na mały biznes. Kiedy wspominałam o tym Markowi, wspierał mnie bez zastrzeżeń. Niestety, jego matka uważała to za „kolejne dziecinne wymysły”.
Zaciągnęłam mały kredyt, a potem sprzedałam pierwsze zaprojektowane kolczyki. Z czasem zaczęło być coraz lepiej. Zbudowałam sklep internetowy, zainwestowałam w marketing, a moje projekty zaczęły przyciągać uwagę większych klientów. Nikt z rodziny Marka nie wiedział, że moja „zabawa” przerodziła się w pełnoprawny biznes.
Niedzielny obiad, który zmienił wszystko
Nadszedł dzień, w którym Elżbieta postanowiła zaprosić wszystkich na rodzinny obiad. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez kąśliwych uwag, więc przygotowałam się psychicznie. Ale to, co miało miejsce, przerosło moje oczekiwania.
Przy stole, przy świadkach, rzuciła: „Słyszałam, że dalej bawisz się w te swoje bransoletki. Ile to teraz przynosi, sto złotych miesięcznie?”.
Uśmiechnęłam się, sięgając po telefon. „Może pokażę ci ostatnie wyniki sprzedaży?” – odpowiedziałam spokojnie. Wtedy na ekranie wyświetliła się kwota… ponad 150 tysięcy złotych za ostatni miesiąc. W pokoju zapadła cisza.
Gorzkie przełknięcie prawdy
Pani Elżbieta patrzyła na mnie z niedowierzaniem. „To chyba jakiś żart?” – wycedziła, próbując zachować resztki dumy. Ale nie było to żadne oszustwo. Pokazałam jej zdjęcia z targów, współpracy z celebrytami i listę zamówień z mojej platformy.
Marek zaczął się śmiać. „Mamo, wiesz, że Karolina zarabia więcej w miesiąc niż tata przez pół roku? Może czas docenić jej ciężką pracę?” – powiedział, a jego słowa zabrzmiały jak wyrok.
Elżbieta już nic nie odpowiedziała. Jej twarz zrobiła się czerwona, a ja pierwszy raz zobaczyłam, że ta pewna siebie kobieta nie ma nic do powiedzenia.