Szwagier miał lepkie ręce i chrapkę na spadek po mamusi. Zbałamucił moją żonę, ale ja przejrzałem go na wylot… I wtedy prawdziwe intencje wyszły na jaw
Od samego początku miałem wrażenie, że szwagier nie jest z nami całkiem szczery. Wcześniej rzadko nas odwiedzał, a teraz nagle zaczął regularnie gościć, uśmiechać się i prawić żonie komplementy. Moje podejrzenia rosły, ale nie chciałem jeszcze robić sceny…
Nie minęło wiele czasu, a sprawy zaczęły przybierać nieoczekiwany obrót. Szwagier coraz śmielej wchodził z żoną w rozmowy o spadku po teściowej, a ja nie zamierzałem udawać, że tego nie widzę. Kiedy jednak odkryłem, co naprawdę za tym stoi, prawda mnie zaskoczyła…
Niewinny początek, dziwne intencje
Wszystko zaczęło się niewinnie. Mój szwagier, Michał, człowiek z pozoru miły, ale zawsze trochę zbyt „gładki” w zachowaniu, zaczął pojawiać się u nas częściej niż zwykle. Zawsze coś przynosił, dopytywał o zdrowie mamy, szczególnie chętnie wtrącał się w rodzinne sprawy. Miałem wrażenie, że coś jest na rzeczy, ale za każdym razem, kiedy próbowałem rozmawiać o jego nagłej „empatii” z żoną, tylko wzruszała ramionami. „Przecież Michał jest rodziną”, mawiała. A ja poczułem, że coś jest nie tak.
Nie mijało wiele czasu, a żona zaczęła spędzać coraz więcej czasu z Michałem. Zamykała się z nim w pokoju, rozmawiali po cichu, czasem nawet przerywali rozmowę, gdy tylko wchodziłem. „Coś kombinują” – pomyślałem i miałem rację. Michał zaczął dyskretnie przekonywać moją żonę, że mama powinna zapisać swój majątek nie na nas, ale… na niego. Powód? „Jesteście za bardzo obciążeni finansowo” – mówił. „Pomyśl o przyszłości swoich dzieci”.
Plan Michała
Kiedy odkryłem, co się dzieje, postanowiłem działać ostrożnie. Michał twierdził, że mama „tak naprawdę chciała”, by to on zajął się jej domem. Powtarzał, że jest jej jedynym synem, że rozumie, jakie są jej prawdziwe pragnienia, i że „chce ją chronić przed ludźmi, którzy tylko liczą na spadek”. Na początku żona nie wyglądała na przekonaną, ale Michał doskonale wiedział, jak ją zbałamucić.
Przyszedł dzień, kiedy żona wróciła do domu i zasugerowała, że może Michał ma rację. „Czy naprawdę chcemy robić awantury o pieniądze?” – zapytała. Czułem, jak pod moją skórą rośnie złość, ale opanowałem się. Postanowiłem, że sam przycisnę Michała.
Zaskakująca konfrontacja
Następnego dnia spotkaliśmy się w trójkę. Michał wciągał żonę w rozmowę o wspólnej przyszłości, sugerując, że „rodzina to przecież największy skarb”. Przyglądałem się temu teatrzykowi, aż w końcu przerwałem, a Michał spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co mi chodzi. „Wiemy już, czego pragniesz – żeby mama zapisała ci wszystko. Ale powiedz mi, co ty tak naprawdę z tego masz? Przecież nie musisz się wszystkim poświęcać” – zapytałem sarkastycznie.
Odpowiedź była cicha, ale wymowna. „Mama mnie potrzebuje” – mówił, próbując nadal grać na emocjach. Ale kiedy mu przypomniałem o jego długach, jego mina się zmieniła. Zrozumiałem, że cały ten plan nie był żadnym aktem troski. Michał, który miał na głowie kredyty i zobowiązania, widział w tym szansę na łatwe pieniądze.
Cała prawda wychodzi na jaw
W końcu podszedłem do teściowej. Chciałem, żeby to ona wiedziała, co naprawdę się dzieje. Okazało się, że Michał już próbował z nią o tym rozmawiać – namawiał ją na zmianę testamentu. Na szczęście mama miała jasno określone zasady i żadna manipulacja na nią nie działała. W końcu cała prawda wyszła na jaw, gdy Michał przyznał się, że wcale nie chodziło mu o mamę, tylko o długi. Dla niego spadek był „łatwym sposobem” na ucieczkę od odpowiedzialności.
Teściowa, rozczarowana zachowaniem syna, ostatecznie zdecydowała, że przepisze wszystko na moją żonę i mnie – w końcu to my byliśmy przy niej na co dzień. Michał wyprowadził się w milczeniu i od tamtej pory nie mamy z nim kontaktu.