Po kolejnej awanturze zrozumiałam, że mój mąż to synalek mamusi, ale nie byłam gotowa na to, co mi zrobił…

Ostatnia awantura między mną a moim mężem była tylko wierzchołkiem góry lodowej. Kiedy zobaczyłam, jak jego matka znów wtrąca się w nasze życie, nie mogłam dłużej milczeć. Próbowałam z nim rozmawiać, tłumaczyć, że jej ingerencja niszczy naszą relację, ale on tylko bronił jej coraz zacieklej…

W końcu coś we mnie pękło. Podjęłam decyzję, której skutki zaskoczyły nawet mnie. Ale to, co mój mąż zrobił potem, było czymś, czego nigdy się nie spodziewałam…

Kolejna awantura

Zaczęło się jak zwykle – od małej sprzeczki. Tym razem poszło o zakupy. Jego matka, Elżbieta, zadzwoniła, że jest chora i potrzebuje pomocy. To było dokładnie wtedy, kiedy planowaliśmy spędzić weekend tylko we dwoje. Myślałam, że w końcu odpoczniemy, ale kiedy telefon od „mamusi” rozbrzmiał, wszystko się zmieniło. Mąż od razu powiedział, że musimy jechać. „Musimy” – jakby to było oczywiste.

– Naprawdę? – spytałam z niedowierzaniem, chociaż znałam odpowiedź. – Czy nie możemy tego odłożyć? Zaplanowaliśmy weekend razem.

– Moja mama jest chora! – odpowiedział ostro. – Myślisz tylko o sobie.

Zrobiło mi się gorąco. To nie był pierwszy raz, kiedy Elżbieta wywracała nasze plany do góry nogami. Ale to, co działo się potem, przekroczyło wszelkie granice. Z każdą chwilą czułam, że znowu staję się tą złą, tą, która nie rozumie. A on? On tylko ją bronił. Zawsze.

Synalek mamusi

Przez następne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła. Nie rozmawialiśmy, a każde jego spojrzenie było pełne wyrzutów. Wiedziałam, że to kolejny raz, kiedy „zawiodłam”. W jego oczach nie byłam wystarczająco wyrozumiała dla jego matki. Ale ile można? Od lat starałam się utrzymać równowagę między naszym związkiem a jego obsesją na punkcie matki. Na początku myślałam, że to naturalne, że pomaga jej – była wdową, a on był jej jedynym dzieckiem. Ale z czasem dostrzegłam, jak bardzo jego życie kręci się wokół niej.

Z każdą kolejną wizytą u Elżbiety, każdą prośbą o pomoc, czułam, jak nasza relacja się rozpada. Jego matka nie tylko ingerowała w nasze plany, ale i w nasze życie domowe. Wydawała opinie na temat tego, jak powinniśmy urządzić mieszkanie, gdzie powinniśmy jechać na wakacje, a nawet, kiedy powinniśmy myśleć o dzieciach. Mój mąż za każdym razem słuchał jej jakby to były święte słowa.

– Ona nie chce źle – tłumaczył się, kiedy po kolejnej awanturze próbowałam z nim porozmawiać. – To tylko troska, nic więcej.

Troska. Jakby nie rozumiał, że jej „troska” rozdziera nas na kawałki.

Ostateczne starcie

To, co wydarzyło się tamtego wieczoru, przelało czarę goryczy. Przygotowywałam kolację, kiedy Elżbieta zadzwoniła po raz kolejny. Tym razem miałam dość. Powiedziałam mężowi, że musi postawić granice. Nie mogłam dłużej żyć w cieniu jego matki. Ale on, zamiast mnie wysłuchać, wybuchł.

– Ty nie rozumiesz, prawda? Ona mnie potrzebuje! Ty tylko myślisz o sobie. Gdybyś choć raz pomyślała o innych!

Poczułam, jak serce mi się zaciska. Jak mogłam być tak głupia? Zrozumiałam wtedy, że dla niego zawsze będę na drugim miejscu. Jego matka zawsze będzie ważniejsza. I wtedy padły słowa, których nigdy nie zapomnę:

– Może powinienem wrócić do mamy na stałe, skoro ona jest jedyną osobą, która mnie rozumie!

Jego słowa uderzyły mnie jak cios. Ale nie to było najgorsze. Prawdziwy szok przyszedł kilka minut później. Wybiegł z domu, trzaskając drzwiami. Myślałam, że to koniec, że po prostu chciał ochłonąć. Ale kiedy wrócił po godzinie, to, co zobaczyłam, było jak najgorszy koszmar.

Niewybaczalny czyn

Wracając, nie wrócił sam. Przyprowadził swoją matkę. Oznajmił, że od tej pory Elżbieta będzie z nami mieszkać. Że ona potrzebuje pomocy, a ja powinnam to zrozumieć.

– Nie ma o czym rozmawiać – powiedział z lodowatym spokojem. – Mama jest moją rodziną. Zostanie tu.

Zamarłam. To była jego decyzja. Nie miałam w niej żadnego głosu. W jednej chwili straciłam wszystko – kontrolę nad swoim życiem, nad domem, nad relacją. Moje małżeństwo stało się farsą. Zrozumiałam, że on nigdy nie był moim partnerem. Był synalkiem mamusi, który zawsze wracał do niej z podkulonym ogonem.

Od tego dnia Elżbieta była w naszym domu niemal codziennie. Czasem zostawała na noc, czasem na weekend. Miałam wrażenie, że mój dom przestał być moim. Mąż mnie ignorował, jakbym w ogóle przestała istnieć. W końcu doszło do tego, że Elżbieta zaczęła wydawać rozkazy, jakby to ona była panią domu.

Ostateczna decyzja

Po miesiącu tego piekła podjęłam decyzję. Złożyłam pozew o rozwód. Wiedziałam, że nie mam już nic do stracenia. Dla mojego męża zawsze liczyła się tylko jedna kobieta – jego matka. A ja? Byłam tylko dodatkiem, narzędziem, które miało spełniać ich potrzeby.

Czy zrobiłam dobrze? Może powinnam walczyć? A może to była jedyna słuszna decyzja? Jak byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!