Złodziej ograbił moje mieszkanie do gołych ścian. Wpadłam w szał, gdy okazało się, że rabusiem był ktoś, kogo znam

Gdy wróciłam do domu, byłam w szoku. Wszystko zniknęło – meble, sprzęty, nawet zasłony! Ktoś ogołocił moje mieszkanie do gołych ścian i nie zostawił śladu… Miałam wrażenie, że to jakiś zły sen, który zaraz się skończy, ale rzeczywistość była znacznie gorsza…

Złość, niedowierzanie i ogromny żal. Te emocje towarzyszyły mi, kiedy odkryłam, kto stał za kradzieżą. Najgorsze było jednak to, że złodziej to ktoś, komu ufałam, ktoś, z kim jeszcze niedawno spędzałam czas…

Wróciłam do pustego mieszkania

Tego dnia wracałam do domu zmęczona po długim dniu pracy. Marzyłam tylko o gorącej kąpieli i chwili relaksu z książką. Jednak kiedy przekręciłam klucz w zamku, moje serce niemal przestało bić. Mieszkanie było… puste. Nie mówię o bałaganie czy jakiejś przypadkowej kradzieży – nie było zupełnie niczego. Meble, sprzęt RTV, obrazy, zasłony – zniknęło wszystko, co nadawało temu miejscu charakter. Czułam, jak robi mi się zimno, a przerażenie ogarnia całe ciało.

Od razu zadzwoniłam na policję. Czekałam w tym przerażającym pustym wnętrzu, zastanawiając się, jak to w ogóle możliwe, że nikt niczego nie zauważył. Przecież ktoś musiał wynosić te rzeczy przez co najmniej kilka godzin! Kiedy przyjechała policja, zaczęła zadawać pytania, które przyprawiały mnie o zawrót głowy – kto miał dostęp do mieszkania, czy ktoś wiedział o mojej nieobecności? Wiedziałam, że muszę się dowiedzieć, kto za tym stoi. I szybko…

Pierwsze podejrzenia

Rozpoczęłam swoje małe śledztwo. Sprawdziłam, czy na korytarzu są kamery, popytałam sąsiadów, ale nikt niczego nie widział. Wyglądało to jak perfekcyjnie zaplanowana operacja. Moje pierwsze podejrzenia padły na sąsiadkę z góry, która od lat miała problem z moim psem, twierdząc, że za głośno szczeka. Ale szybko wykluczyłam ten trop – ona nie miała kluczy do mojego mieszkania.

Kolejnym podejrzanym był mężczyzna, który niedawno wynajmował pokój w tym samym budynku. Przypadkiem wspomniałam mu kiedyś, że wyjeżdżam na kilka dni w delegację. Może skorzystał z okazji? Nie mogłam tego jednak udowodnić, a on wydawał się być naprawdę miły i pomocny. Ale coś mnie tknęło, żeby przyjrzeć się bliżej osobom z mojego najbliższego otoczenia…

Cała prawda wychodzi na jaw

Kilka dni później, przeglądając lokalne ogłoszenia, natrafiłam na coś, co mną wstrząsnęło. Ktoś sprzedawał komplet moich mebli – te same, które zniknęły z mojego mieszkania! To była ta sama kanapa, szafa, stół… nie mogłam się mylić. Zdjęcia i opis nie pozostawiały wątpliwości. Od razu zadzwoniłam pod podany numer telefonu i umówiłam się na „zakup”.

Nie spodziewałam się jednak, kogo zobaczę po drugiej stronie drzwi. Otworzyła mi… moja kuzynka, Kasia. Serce niemal przestało mi bić. „Co ty tutaj robisz?” – zapytała z szerokim uśmiechem, jak gdyby nic się nie stało. Ale gdy zauważyła moje spojrzenie, jej uśmiech szybko zniknął. „Mogę to wszystko wyjaśnić…” – zaczęła, ale nie miałam zamiaru czekać na wyjaśnienia.

Wyjaśnienia, które jeszcze bardziej zraniły

Kasia przyznała, że miała problemy finansowe. Jej biznes upadł, a długi zaczęły narastać. Wiedziała, że wyjeżdżam na kilka dni, a ponieważ kiedyś pożyczyłam jej klucze do mieszkania, postanowiła „pożyczyć” kilka rzeczy i sprzedać je na aukcjach, licząc, że ich nie zauważę, albo że uda się to jakoś zatuszować. „Przepraszam, nie miałam wyjścia…” – tłumaczyła, a ja czułam, jak ogarnia mnie złość.

Byłam zła, że ktoś, komu ufałam, wykorzystał mnie w taki sposób. Przecież mogła przyjść i porozmawiać, poprosić o pomoc, zamiast posuwać się do kradzieży. Zdrada boli najbardziej, kiedy przychodzi od osób, które uważamy za bliskie. Nie mogłam uwierzyć, że moja własna kuzynka była zdolna do czegoś takiego.

Co zrobiłam dalej?

Kasia błagała mnie, żebym nie zgłaszała tego na policję. Twierdziła, że odda mi wszystkie pieniądze, jak tylko sprzeda resztę swoich rzeczy i spłaci część długów. Przez chwilę zastanawiałam się, co zrobić. Mogłam jej wybaczyć, albo zrobić to, co według prawa powinnam – zgłosić kradzież i pozwolić, żeby policja zajęła się sprawą. Ostatecznie zdecydowałam, że sprawiedliwość musi być po mojej stronie…

A co Wy byście zrobili na moim miejscu? Czy wybaczylibyście komuś, kto wykorzystał Wasze zaufanie w tak perfidny sposób? A może oddalibyście sprawę w ręce policji? Dajcie znać w komentarzach na naszym Facebooku, co o tym sądzicie!

error: Treść zabezpieczona !!